Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 1/2, styczeń – luty 1970)

Klubowe zebranie było w „pełnym biegu”. Jeden przez drugiego głos zabierali om’s poruszając jedynie „najważniejsze sprawy”. Przewodniczący z trudem panował nad sytuacją umiejętnie włączając się do tej żywiołowej dyskusji i próbując temperować co bardziej zaperzonych dyskutantów.

…”Bo Koledzy, jestem zdania, że my jako wybitnie uzdolnieni krótkofalowcy moglibyśmy dać z siebie więcej, moglibyśmy pokazać na co nas naprawdę stać. Potężny rozwój łączności satelitarnej, a zwłaszcza prawie że regularnie wystrzeliwane na orbitę okołoziemską satelity amatorskie typu „OSCAR” powinny nas zmobilizować do szerokiej akcji budowania parabolicznych anten ukf-owych regulowanych w elewacji i azymucie i przeznaczonych specjalnie do kosmicznych QSO. Rurki aluminiowe można już dziś kupić, blachę też, a wszystko co nam do tego potrzeba to dobre chęci, zapał, trochę sprytu i zrobi się piękną akcję!…

…Ja zgadzam się z przedmówcą, ale mam nieco inną propozycję. Widziałbym raczej nasz udział w wystrzeleniu na księżyc retransmisyjnej stacji amatorskiej. Tranzystory można na bublach kupić, o baterie atomowe poprosilibyśmy naukowców. Pozostaje jedynie problem rakiety, ale to mogliby nam załatwić modelarze, zwłaszcza ci co robią modele rakiet. Zrobią po prostu trochę większą rakietę, dorobi się jej zdalne sterowanie (z licencją nie będzie kłopotu) no i będziemy odpalać, gdy tylko księżyc wzejdzie w pełnię…

… Obawiam się mimo wszystko pewnych trudności i projekt z księżycową stacją retransmisyjną uważam za zbyt ryzykowny. Osobiście proponowałbym taką stację po prostu wprowadzić na stacjonarną orbitę tak, żeby nasz oryginalny, amatorski satelita pozostawał nieruchomo dokładnie nad środkiem Warszawy. Umożliwiłoby to licznym rzeszom naszych om’s nawiązywanie QSO na znaczne QRB, a tym samym zwiększyłoby atrakcyjność pasma ukaefowego, na którym tak słabą aktywność ostatnio w naszym okręgu obserwujemy…

Zapanowała cisza, propozycja widać była rozważana w dużym skupieniu. Wtem cichy głos gdzieś ze środka sali nieśmiałym tonem powiedział:

– Koledzy, a może byśmy tak przedtem, zanim przystąpimy do realizacji tych pięknych projektów, doprowadzili do porządku naszą klubową stację, dorobili konwerter na ukf i wyszli w eter na „dwójce”? Bo jak wystrzelimy własnego sputnika, to i tak nie będziemy mieli czym robić przez niego QSO…

I wtedy dopiero zaczęła się na zebraniu klubowym burza, że hej!

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 11/12, listopad – grudzień 1969)

Ostry dzwonek do drzwi. Hamsiak zdjął powoli słuchawki i poszedł do przedpokoju. W otwartych drzwiach stał ktoś z dużym ciemnym pudłem.

„Cześć sąsiedzie” – spoza pudła rozległ się głos przybysza – „pan się chyba nie obrazi, że ja sobie tak pozwalam bez uprzedzenia graty znosić?”

„A proszę bardzo, proszę niech pan to pudło mi da, potrzymam, pan niech się tymczasem rozbiera. Cieszę się, że pan do mnie zaszedł. Kłopoty? Coś nawaliło? – Hamsiak w ciemnym pudle rozpoznał wysłużoną Stolicę.

„Ależ skądże” – przybysz powiada – „nie śmiałbym panu głowy zawracać, bo bym do ZURT-u oddał, nic, nawet gra. Trzeszczy wprawdzie jak mu się zakresy zmienia i jak mu się głos reguluje to też trzeszczy. Ale w ogóle to on jeszcze na chodzie. Wie pan, Szterna udało mi się kupić, no, tego Waganta, czy jak go tam – panie Hamsiak – gra, mówię panu – umm! (tu przybysz przyłożył rękę z palcami do ust i cmoknął przewracając wymownie oczyma). Tego staruszka postanowiłem wyrzucić. Wie pan, zakurzone toto, miejsce na kredensie zawala. Myślę sobie na śmietnik? Przecież jeszcze dobre radio, boć zawsze gra! Myślę sobie Hamsiak, stary radioamator, pewno gratów trochę potrzebuje, bo przecież tam w środku tych części i werków cała kupa! Na pewno coś mu się przyda. Skrzynka połysk straciła, to ją można porąbać i spalić, a te różne wichajstry mogą się Hamsiakowi przydać. No i przyniosłem …”

Przybysz umilkł i wpatrywał się w Hamsiaka, który włączywszy wtyczkę w kontakt całą swoją uwagę skoncentrował na omszałym wnętrzu odbiornika. Lampy się nagrzały, pojawiła się „Muzyka i Aktualności”, głos się wzmagał – „Radio, rzeczywiście na chodzie, choć ta głośnikowa coś mi za niebiesko świeci” – powiedział Hamsiak – zaczął kręcić gałką strojeniową. Przełączył na krótkie, słabo, potem na adapter. „Brrruum” zaburczał głośnik gdy Hamsiak palcem dotknął adapterowego gniazdka. „No drogi sąsiedzie – dziękuję za pamięć, ale mnie radio nie potrzebne. Części też mam pod dostatkiem i o czym innym myślę teraz. Obecnie mi tranzystory w głowie.”

– „To go na śmietnik wyrzućmy, ja go z domu wyniosłem, to go nie będę z powrotem targał. Gdzie pan ma śmietnik? Niech mi pan drogę pokaże, to go zaraz rozmienimy na drobne.”

– „Wie pan co, mam pomysł” – Hamsiak przestał kręcić gałkami i pukać w lampy – „pamiętam, że kiedyś Express Wieczorny zwracał się do swoich czytelników z prośbą w imieniu starszych, biednych ludzi, osamotnionych emerytów i rencistów, których w obecnej dobie radia i telewizji nie stać na odbiornik radiowy. Rozumie pan? Zaraz wyjmę chassis z pudła, oczyszczę, sprawdzę lampy, jak trzeba będzie to podstroję trochę, a pan niech weźmie skrzynkę, zapolituruje na nowo. Wpadnie pan do mnie z nią jutro, złożymy wszystko razem, sprawdzimy czy gra i do Expressu zawieziemy. Tam już będą wiedzieli co z nim zrobić, w czyje ręce je przekazać. Jasne?!” – oczy Hamsiaka płonęły ogniem entuzjazmu.

„Sąsiedzie kochany, że też ja o tym sam nie pomyślałem! Też bym do pana przyszedł to fakt, ale mnie to do głowy by nie przyszło! Równy z pana facet. No pewno. „Stolica” się wysłużyła, my ją odmłodzimy, a w redakcji, wie pan co, ja panie Hamsiak, powiem im że to pan krótkofalowiec tak postanowił. Wy to jesteście naprawdę „ludzie dobrej woli”. Gdybyście tak wszyscy razem taką akcję zrobili w całej Polsce – to byłaby potęga!”…

A co wy na to OMs, HW?

Cheerio de 3Z5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 10, październik 1969)

„Wywołanie ogólne, wywołanie ogólne podaje stacja Santiago Pernambuko Numero Cincio…łyki…lonia…doro, si kiu, si kiu, kiamata żenerale, wsiem, wsiem, adelante, cambio, cambio, over, kej pliiz, brek! … I długa cisza w słuchawkach… potem ktoś się zgłosił … „Rodzie, rodzie, fajn byznes prze kolegi, tu Sierra Papa Fajf etc., świetnie kolegę odbieram, raport dla pana 59 plus straszna fura decybeli…”

I znów nie słychać korespondenta.

A potem: „benissimo, fantastiko drogi panie Jurku, świetne to tu dolatuje, u mnie jest nadajnik siedmiostopniowy na takich dużych lampach, nawet nie znam ich typu, nie wiem jak się one nazywają. To wszystko jest tu pięknie zmontowane w takich trzech średnich pudełkach, cudnie, mówię panu, polakierowanych, ale, ejcz aj, jak to działa to nie mam zupełnie zielonego pojęcia, ejcz aj!…”

… A odbiornik to u mnie 25 lampowy, z takim mnóstwem gałek z przodu, aż boję się nimi kręcić bo może coś bym rozregulował, ale jakoś pana dobrze słyszę. Tak, jakoś to leci widać propagacja w moją stronę jest dość dobra, pewno to ta sporadyczna warstwa F się odbija, nie znam się na tym. To chyba będzie super z potrójną przemianą, bo po co było by aż tyle lamp…

… Antena u mnie to taka, wie pan, na dachu, taka strasznie skomplikowana, pełno drutów, jakieś kable, jakieś cewki, nie wiem, nie znam się na tym i do tego to się wszystko obraca. Kiedyś wyglądałem na dach to widziałem. A tu to mam takie pudełko z gałką i globusem, wie pan, jak sobie pokręcę to w inną stronę świata leci, o kapito? I to mnie bardzo bawi, bo to jest takie fajne. Miał głowę ten to co to wymyślił. Kręcę sobie bez przerwy w te i we wte, a kraje same lecą…

…A na ścianie to tu taka skrzynia biegów zamontowana i ten, no, miernik fali stojącej, ale ja tam nie mam pojęcia co to takiego i po co te wszystkie gałki i pstryczki. Tak to sobie zawsze pokręcę w lewo i w prawo na wyczucie, no wie pan! Bo ja się na tym kompletnie nie znam, he, he, a jak to wszystko porozkręcam to koledzy z klubu potem się na mnie złoszczą, ejcz aj. Ale co tam, wie pan ja sam znam biegle języki obce. Komprene wu? Bene!

…A więc pogoda to tu taka sobie, pochmurno, tylko czasem słońce wygląda. Może będzie padało, a może się przetrze, ja się tam nie znam na pogodzie. No, na wszystkim przecież znać się nie muszę, no nie? Komprando. No fajn byznes panie kolego. Strasznie miło się z panem rozmawia, tylko coś mi nadajnik dymi, pewno się lampy zagrzały, pewno PiIPi jest za duży ejcz aj! Nie zaimponuje mi pan swoimi pięciu watami, Ejcz aj. A narazie gou ahed, brek!

Hw? Cheerio de 3Z5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 9, wrzesień1969)

Któregoś dnia w klubie była wielka dyskusja na temat: „Czy można samemu nauczyć się telegrafii”. Zdania były bardzo podzielone. Większość dyskutantów uważała, że telegrafii można się nauczyć wyłącznie na dobrze zorganizowanym kursie. Ktoś powiedział, że takie kursy organizuje się stanowczo za rzadko; inny dodał uszczypliwie, że takich naprawdę dobrych kursów to w ogóle niema. Jeden z kolegów twierdził, że nadawanie opanował już tak, że nawet tempo 20 grup nie jest mu straszne – trudności ma tylko w odbiorze. Jak mu ktoś nadaje tak wolno, że zdąży sobie zapisać kropki i kreski, to jeszcze jakoś odbiera.

– A ja sobie na Tonettce nagrywam z szybkością 9,5, a potem przegrywam powoli – tak wszystkie nasłuchy robię – chwalił się głos zza pleców.

– E, to nie jest ładnie, tak to każdy potrafi, mógłbyś sobie jeszcze z przekaźnikiem i długopisem Tonetkę sprzęgnąć i miałbyś zapis, jak to kiedyś na kolei robili.

– Ja uważam, że najlepsze byłyby takie kursy telegrafii jak już przez radio szły. Można i Tonetkę podłączyć jak kto chce – ale jak się sumiennie całego kursu wysłucha – to nie ma cudów, musi się Morsa opanować!

– Nas to instruktor uczył takiego fajnego alfabetu. Aby opanować melodię poszczególnych liter trzeba było zapamiętać takie różne słowa. Chcąc na przykład zapamiętać literę „F” – tititaati – trzeba było sobie szybko powiedzieć „ciocia Kaasia”. Albo litera „S” – trzy kropki – mówiło się też szybko „samolot”. A litera „H” – cztery kropki – „samolocik”. Instruktor to znał tak cały alfabet.

– Ee, nie wierzę, żeby w ten sposób można było się nauczyć!

– A jednak to pomaga, ostatnio jak jeden z naszych kolegów uparcie nadawał „4” zamiast „V”, to sobie w taki sposób powiedziałem „wypilisook” i od razu wiedziałem, że źle nadaje.

– Oj racja z tym nadawaniem, czasami to wprost kompromitacja – słyszałem jak jednemu z naszych 3Z-ów zgłosił się gość z Afryki myląc go z SM.

– No bo to, bracie, bardzo łatwo jak się ma el-buga, a nie ma wprawy i tak wychodzi …

Nagle ktoś krzyknął – „Cisza panowie, posłuchajcie uważnie” i pokręcił gałką Rx’a. A z glośnika słychać było: nn ma nn ma nn ma … … Hw?

Cheerio de 3Z5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 7/8, lipiec – sierpień 1969)

Rozmowa zaczynała być interesująca, nic więc dziwnego, że zdjąłem słuchawki, przełączyłem rx-a na głośnik, aby móc poruszać się swobodnie po mieszkaniu. Dla obu korespondentów dałbym raport 59; nie było żadnych QRM-ów, UFB!

– No tak, antenę G5RV znam doskonale, jeden z kolegów mówił mi, że w ciągu miesiąca zrobił na niej 100 krajów bez wysiłku …

– Ale ja uważam, że G5RV wcale nie jest najlepsza, za znacznie lepszą uważałbym jednak zwykły, klasyczny dipol symetryczny, byleby tylko był odpowiednio wysoko zawieszony, no i oczywiście należycie dopasowany.

– Co do dipola, to bałbym się go wieszać, bo jednak w zasadzie jest to jednopasmowa historia, a ja jednak uważam, że trzeba pracować na wszystkich pasmach…

– No, oczywiście, że najlepiej to mieć obrotowego kłoda na trzy wyższe pasma, a dla lokalnych łączności na „siódemce” i „osiemdziesiątce” wystarczy byle kawałek drutu. Jeden z naszych kolegów używa, nie wiem czy pan Kolega wie – siatkę w tapczanie, Hi! Dopasowuje się „Transmaczem” i dostaje wyśmienite raporty…

– Wie pan, ja to mam pomysł na taką jedną uniwersalną antenę, która posiadałaby charakterystykę dookólną, nadawałaby się na wszystkie pasma, no i byłaby na tyle prosta do wykonania, ze w zasadzie każdy mógłby ją sobie zawiesić.

– Ciekawe, niech pan powie coś więcej o niej, bo to mnie interesuje! Ale zna pan moje wyjątkowo ciężkie warunki antenowe. Ta moja chałupa jest okropnie usytuowana, a na ten sąsiedni budynek dozorczyni nie chce wpuścić. Może mi pan coś doradzi?

– Ta antena to właściwie sam pomysł i do jej zawieszenia potrzebne są jedynie cztery wsporniki, nie za długie, ale nie za krótkie. I linka antenowa, najlepiej lica miedziana ze stalową żyłką w nylonowej koszulce. Wie pan, trafia się czasami taki rarytas. A doprowadzenie może być dowolnej długości kablem koncentrycznym o oporności 72 omy.

– Wygląda bardzo interesująco, choć wolałbym chyba „ground plena”, to jest prosta, ale dość dobra antena.

– A ja uważam, że ground plen już się zestarzał i on też ma swoje wady…

W tym momencie na moich korespondentów weszła bardzo silna nośna i straciłem dalszy wątek rozmowy. A szkoda! Szkoda, bo już zaczynałem być ciekaw jakie są znaki tych stacji, które godzinami „żują szmaty” zapominając o obowiązku podawania przynajmniej co kilkanaście minut sygnałów rozpoznawczych. Nawet kiedy temat jest bardzo, bardzo interesujący. Prawda?

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 5/6, maj – czerwiec 1969)

W kuluarach było rojno i gwarno. Wiadomo, tyle tematów już poruszono, zdania i opinie bywają podzielone – stąd dyskusje, zajadłe spory, a nawet całe techniczne wykłady bynajmniej nie są rzadkością. Taki Zjazd, to jednocześnie okazja do bezpośredniego QSO (licencji na ATV na razie, hi, nikt z oms’ nie posiada), do bliższego poznania się i do powspominania.

Hamsiak wprawdzie sam nie palił, ale w obłokach dymu można go było z daleka poznać. Widziałem, że grono dyskutuje na jakieś wesołe tematy toteż śmiało przyłączyłem się w charakterze słuchacza.

– Bo wiecie – mówił Hamsiak – ten Czesiek, zapomniałem jaki on ma znak, to chłopak ze smykałką. Licencję miał wtedy bodajże ze dwa lata, ale krótkofalowcem to się chyba urodził. I wtedy właśnie był na dyżurze na radiostacji. Piękna złota, a właściwie jeszcze zielono-złota jesień, brzózki dookoła, w namiocie gorąco, chłopak miał trochę czasu, bo następny meldunek miał nadać prawie za godzinę i tak sobie dumał, czego to on nie skleci jak za rok wróci do domu. Tak sobie myślał i myślał, wzory kart QSL szkicował, ot wolny czas. Ale w pewnym momencie przypiliło go. Odskoczyć na pięć minut nie problem, wprawdzie kumpla nie ma, bo z manierkami po wodę skoczył, ale człowiek jest tylko człowiekiem.

Czesiek wraca, patrzy na stół, a tu klucza nie ma! Znikł, po prostu ulotnił się. Notatnik leży na miejscu, nic więcej na pierwszy rzut oka nie brakuje. Choroba! A za dwadzieścia minut trzeba nawiązywać łączność! Wyskoczył jak strzała z namiotu, rozgląda się, po krzakach węszy – nikogo nie widać. No ale przecież klucza nie ma, ktoś go podwędził. To pewno kumpel wrócił i kawał robi. Ale to nie możliwe. Pójść po wodę do wioski, to jest półtorej godziny. Powinien więc tu być gdzieś za pół godziny, najwcześniej, jeśli z dziewuchami po drodze się nie zgada. Może biegł? Nie, to do niego nie podobne. Ot problem!

Nie na darmo jednak Czesiek był krótkofalowcem, szperać po kątach zaczął, ze skrzynek, pudeł druty jakieś wyciągał – szalał. O oznaczonej porze łączność nawiązał, wszystko poszło jak z płatka – Czesiek druty sprzątnął i znów sobie przed namiotem pod drzewem leży, ale co i raz do środka patrzy, czy mu klucz się nie ukaże.

Nagle z zagajnika wychodzi dowódca Cześka. Czesiek służbiście się zerwał, a porucznik pyta:

– No cóż tam u was? Łączność utrzymujecie?

– Utrzymuję obywatelu poruczniku – Czesiek odpowie i ciałem stara się wejście do namiotu zasłonić. A porucznik nic, tylko właśnie do środka sunie.

– Tak – powiada – klucza nie widzę, a wy mi tu bajeczki opowiadacie, że łączność u was gra. A gdy przez telefon na korbkę, sprawdził, że Czesiek nie łgał – pyta:

– Gdzie żeście swój klucz schowali?

– Nigdzie nie chowałem obywatelu poruczniku, ale to pewnie mój kompan, co do wioski po wodę skoczył kawał mi zrobił – teraz Czesiek już od kłamstwa się nie wymigał.

– Pewno, a wy tak palcem meldunek nadawaliście. Gadajcie gdzie i skąd drugi klucz macie, bo gdzie ten wasz jest, to ja wiem. Żeście ze stacji zeszli to druga sprawa, jeszcze pogadamy, gdzie ten klucz.

– Nie mam klucza, szczerze obywatelu poruczniku mówię.

– No to jak żeście nadawali? Jak nie powiecie to paka!

Więc Czesiek zaczął znów montować druciki, śrubokręt jako dźwignię klucza podłączył, VVV zaczął nadawać, aby się od paki wymigać.

– Ot spryciarz – porucznik powiada – a skąd żeście taki cwany?

Więc Czesiek mówi, że krótkofalarskim hobby się w cywilu zabawiał i tak się zagadali, zagadali. Paka przeszła koło nosa, porucznik klucz spod krzaka wyciągnął, kumpel kawy nagotował i to już w zasadzie koniec historii …

Ale tylko w zasadzie. A wiecie dlaczego? Bo ten porucznik to tam stoi, widzicie, w nadajnik do łowów na lisa nos wścibia, nie ten, ten drugi w garniturze marengo. Tak go Czesiek tym hobby zaraził, że chłop zaraz po ćwiczeniach do klubu przyszedł, amatorski kurs telegrafii sobie w domu zrobił, egzamin zdał, licencji się doczekał i niedługo do SPDX klubu będzie kandydował. A teraz opowiem wam – ciągnął Hamsiak – …

Ale to już dalsze historie!

Cheerio de SP5LP