Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 1, styczeń 1968)

Uczta dobiegała właśnie końca, okowity zaczynało nie stawać, gdy przy bramie ktoś krzyknął „goście, goście jadą!” Jakoż i rzeczywiście przez most zwodzony przegalopowali jeźdźcy zbrojni z pióropuszami na hełmach, mieczami przy boku i kopiami w rękach. Giermkowie, którzy tłumnie wysypali się z okalających podwórce murów zamkowych otoczyli migiem przybyłych, pomagali zsiąść z konia, a jednego widocznie niezbyt zręcznego, musieli podnieść z ziemi, gdy zaplątawszy jedną nogę w strzemię grzmotnął z chrzęstem żelaza na bruk podwórca. Ten w najpiękniejszej, inkrustowanej jablonexowymi paciorkami zbroicy – gromkim głosem zakrzyknął: „A gdzieże gospodarz, zaliż nie chory, lubo okowitą spity pod ławą leży, boć go nie widzę cale, chocia z gąb waszych widno, żeście tylko co dziczyznę z buraczkami jeść przestali?”

„Zaraz tu będzie, zaraz tu będzie – ozwały się głosy tu i tam – jeno z jakimś deixmenem, co z dalekich świata stron przybył, coś w swojej komnacie peroruje”. „A nie wiecie co to za jeden ten cudak – bociem i ja deixmen sielny i w hamspiritowej sprawie tu łacno przybywam” – nie ozwał mu się jednako nikt w odpowiedzi, bowiem w odrzwiach pojawiła się niska postać Sędziwoja, głowy Hamsiakowego rodu i wszyscy w pełnym czci pokłonie widoczny hołd panu swemu składali.

„Cóżeś za jeden cudzoziemcze, jako się zowiesz i skąd przybywasz. Ze znaków na hełmie mi świta, żeś chyba do braci amatorskiej acan zaliczon?”

„Istną prawdę czytacie z hełmu mego, bom deixmen wielce aktywny jest, jako i o was prawią. Jakeście WAZ-a pierwsi zrobili byli serdeczną ochotęm miał aby na pojedynek rycerski was wyzwać, złupić, aby tym samym konkurenta odstawić. Wszelako jednak krew rycerska w wenach moich płynie i chociem porywczy, a prawią żem czasem i nieobliczalny, tom jednak na zamiarze poprzestał był został”.

„A jako się zowiesz, coś mnie Sędziwoja Hamsiakowego herbu Elbugi łacno w myślach łupić chciał, choćby ci ku temu w rzeczy samej sił ni talentu nie stało – w czem to utwierdzony jestem?”

„Zwą mnie Mściwojem i nie wiera byś o mnie nie słyszał, bośmy ze sobą po wielokroć kontakty miewali. Nie masz wszelako drugiego Mściwoja pośród braci naszej, nie praw więc czasem żeś mnie nie znał był przedtem”.

„Toś ty ten Mściwój z Esesbowa, postrach i przestroga ludu niefrasobliwego co hamspiritowych reguł nie przestrzegający inszych na szwank dyplomowy wystawiają!”

„Słyszałem, słyszałem, wielki to dla mnie zaszczyt zaiste żeś łaskawco przejazdem zapewne odwiedzić zapragnął. Pozwól, przejdźmy do sali, rozbroisz się tamże, a moje giermki chyżo zawiasy naoliwią, kurz i błoto powycierają tak, że na odjezdne jak w nowej zbroicy wyruszysz. Powiadaj mi zasię co nowego w eterze, a dokąd to acan zmierzasz – wierę jakieś poważne sprawy w świat cię ciągną”.

„Nie masz racyi – odrzekł ponuro Mściwój sadowiąc się za ławą na niedźwiedzich skórach – tyś moim jest celem podróży, zbroi czyścić nie potrza, boć ja tu zapewne na dłużej przyjechał, siłą zaś aby mnie doma expediować raptem nie waż się – Mściwój jestem szalony i siłę moją niejeden już w kosmosiech sławi …”

„Wierę, że facecje sobie ze starszego stroisz, bo cóż jam ci mógł zawinić, aniśmy sąsiady, miedzy wspólnej nie mamy, ryb sobie nie trujem, ani we wspólnej puszczy kwarców nie podbieramy, by się za kłusownictwo wzajem ścigać. No i do bractwa my jednego są przynależni. Nie godzi się do klubowego kolegi zawiść jakową mieć. Z tym WAZ-em tom naprawdę pierwszy go był zdobył, choć i was pojmuję, pojmuję”.

Giermkowie nowe dzbany chyżo wnieśli, na stół wjechały udźce sarnie, owoce popołudniowe. Świec więcej postawiono, widniej się zrobiło, ale oblicze Mściwoja nic nie pojaśniało.

„Gdybym zapalczywym był tak, jako w leciech młodych, w szranki dawno już bym was wyciągnął aby nauczką przykładną innym pokazać jak się karze nieprzystojne występki. Za rycerza choć uczciwym choć w trosze został, wierę, was jeszcze mam, a roztargnieniu lubo ksiąg bałaganowi expedycję swoją przypisuję”. Tu sięgnął po nalewkę na śliwkach delikatesowych, co w sześciokwarcowym pucharze przed nim się perliła i posmakowawszy łyk ciągnął dalej – „Zapewne w przytomności swojej kontakt nasz wspólny macie jeszcze, kiedym to was o kartę QSL pokornie był prosił, a wyście solennym słowem się zarzekali, że pewnikiem mi ją umyślnym konnym przyślecie, jakom to ja uczynił był zrobił. I oto mija rocznica od tej daty, że nie powiem która, jak wyście dzięki mojej karcie WAZ-a uzyskali, ja zaś przez was jeno, tego samego zaszczytu dostąpić nie mogę. Ślubowaniem więc podjął, że tu was zajadę i bez waszej karty ruszyć się z miejsca nie dam”.

„Ach więc to taka drobnostka – Sędziwój wykrzyknie – hej pachołki, perlistego wnieście, a księgi stacyjne tu mi dać, a żywo! Mściwoju mój drogi, nigdy bym nie przypuszczał, że się o to swarzyć będziemy. Obiecać to może i obiecałem, może wysłałem może nie wysłałem, dawno to już było, ale w księgach wszystko zapisane – nie gniewajcie się na mnie. Nie był to zamiar nieczysty, aby was od WAZa odsunąć, ale nieporozumienie jeno oczywiste. Patrzajcie jak księgi pięknie utrzymane, a tu na tej stronie kontakt nasz zarejestrowałem byłem skrupulatnie – tu widzicie waszą kartkę oznaczyłem, a tu patrzajcie uważnie znaczek, który świadczy, żem wam kartę wysłał najrzetelniej.”

Mściwój świecę w rękę wziąwszy, aby jaśniej sobie zrobić, głowę pochylił nad logiem i uważnie baczyć bez słowa począł. Po chwili kodrelas wyciągnąwszy, ostrym czubkiem dotknął znaczka w rubryce „QSL wysłano”.

„Sędziwoju, Sędziwoju – rzecze – popatrzajcie uważnie, przecie to mucha rozgnieciona, nie zaś znak ręką waszą uczyniony. Kartyście mnie nie wysłali byli zatem. Jam tu praw – nie wy. Skrzywdziłbym was wszelako setnie cięgi za darmo sprawiając, jakem to całą drogę sobie umyślał. Dajcie kartę zatem teraz, zaraz i wrócę do siebie w pokoju świadom, żeście druh mój serdeczny.”

Pachołki w myślach pana czytając przyniosły duchem inkaust i gęsie pióra, ale Sędziwój niewyraźnej miny pozbyć się nie mógł.

„No patrzajcie, pech to dla mnie oczywisty, wierzcie lub nie wierzcie, ale kart zapas mi się jeszcze w łońskim roku wyczerpał, a od Gutenberga nie wcześniej jak lody ruszą nową partię dostanę. Chyba, że na pergaminie brat Onufry kartę QSL wam za pół doby wykaligrafuje, my zaś wam przez ten czas konie do drogi przysposobim, moją stacyję obejrzem, poletko antenowe … No pójdziem?”

I poszli …

Miałem kiedyś w swoich zbiorach tę pergaminową pięknie iluminowaną kartę QSL – bardzo, bardzo starą. Nie wierzycie? Cóż, kiedyś miałem karty od w s z y s t k i c h swoich korespondentów.

Bywajcie, SP5LP

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.