Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 7/8, lipiec – sierpień 1968)

Uf, jak gorąco! Stary Hamsiak przeciągnął się i położył spinning na dno kajaka. Dochodzi południe, trzeba wracać do domu, bo pewno XYL już obiad kończy. Zresztą plecy już dobrze się zarumieniły i prawdopodobnie wczorajsze zsiadłe mleko znajdzie zastosowanie.

Domek kempingowy Hamsiaków znajdował się wprawdzie niedaleko od jeziora, ale Hamsiak wyczuł apetyczny zapach rybek pieczonych na wolnym ogniu jeszcze zanim dobił do brzegu. Wyciągnąć kajak na brzeg było sprawą sekund. Potem krótki bieg dobrze robi na zrzucenie tłuszczyku z brzuszka. I po paru minutach cała Hamsiakowa rodzinka siedziała wokół składanego, suto zastawionego turystycznego stolika.

– Popracowałbym trochę po obiedzie na katarynie, boję się siedzieć na słońcu, bo już je czuję – powiedział Hamsiak.

– Tato, a jak mi kupisz parkę TG70 do mojej gitary elektrycznej, to ci popedałuję prądnicę, jak mnie poprosisz – powiedział starszy „harmoniczny”.

– Przestańcie gadać przy jedzeniu – wtrąciła XYL – bo te okonki mają wyjątkowo dużo ości i jeszcze któryś z was się udławi. Stanowczo, zamiast siedzieć rano i polować na dx-y zastawiłbyś haczyki na węgorze. Ostatecznie nie po to przyjechaliśmy tu nad jezioro, abyś miał po raz któryś z rzędu powtarzać WAC-a. A węgorze, jeszcze wędzone są na prawdę dobre.

Obiad się skończył, dzieci po krótkiej dyskusji posłusznie poszły nad jezioro zmywać naczynia po obiedzie, a „Pan Domu” przystąpił do porządkowania swojej stacji. Wziął „Guliwera”, dołączył do niego konwerter wyciągnięty z walizki. Następnie pojawiło się pudło tx-a wyciągnięte z plecaka. Antena wisiała już od samego początku. Rower został ustawiony na podstawce z prądnicą i gdy „pociecha” wróciła z nad jeziora Hamsiak zabrał się do dzieła. Trochę słuchania – „osiemdziesiątka” cicha. A co na „dwudziestce”? Europa prawie cała, ale najwięcej stacji SP („short-skip”?). Pod wieczór będzie gęściej. Dajmy więc CQ, może ktoś się zgłosi …

I oto zgłasza się ktoś – Uwaga kolego Hamsiak, tu odpowiada wam połamany ….. No i gadu, gadu, raporty regularne 59 w obie strony, imiona, tylko QTH zostały.

– Wiecie kolego – mówi Hamsiak – ja pracuję z terenowego QTH. Rozbiliśmy obóz w domku kempingowym na jeziorach mazurskich. Taka mała ekspedycja dx-owa, wiecie. Wy zresztą chyba też jesteście na wczasach? Break …

– A tak, ja też jestem na jeziorach mazurskich na wczasach. Jestem nad jeziorem, no jak się ono nazywa, choroba, zapomniałem. Break …

– My jesteśmy nad jeziorem Czarny Piec. Break …

– Doprawdy? Przecież ja jestem nad tym samym jeziorem, a to ci historia. W którym miejscu kolega stoi? Break …

– Na południowym brzegu, na takim cypelku. Break …

– A to ci historia. Ja na północnym, po drugiej stronie jeziora. Jak wyglądam ze swojego namiotu to chyba widzę nawet wasz domek. Wsiadam w kajak i zaraz tam będę. SK.

Hamsiak poderwał się ze stołka i zawołał – Stara! Gościa zaraz będziemy mieli, nie mogłabyś jeszcze dosmażyć okonków?

I do późnej nocy nad jeziorem rozlegało się chóralne wołanie – Si kiu, si kiu, si kiu di ex…

Cheerio SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 6, czerwiec 1968)

„Wywołanie ogólne do wszystkich stacji okręgu piątego podaje stacja Stefan Paweł pięć Ludwik Paweł – wywołanie ogólne, ogólne wywołanie podaje stacja es pe pięć el pe jak Stefan Paweł pięć Leon Paweł i stacja es pe pięć el pe przechodzi na odbiór …

A w słuchawkach szum, trzaski. Więc znów idzie w eter: „wywołanie ogólne, ogólne wywołanie do wszystkich stacji okręgu piątego podaje stacja es pe pięć el pe jak Stefan Paweł pięć Leon Paweł, Sierra Papa pięć Lima Papa podaje wywołanie ogólne do wszystkich stacji okręgu piątego i stacja es pe pięć el pe przechodzi na ogólny nasłuch, kto słyszy moją pracę uprzejmie proszę o zgłoszenie się, daa di daa …”

I znów nic. Ślad jakichś szwedów, czechów, urywki „swodki pagody” i nikt nie woła. I tak parę razy!! … i stacja stary papcio numer pięć leniwy papcio bardzo, bardzo prosi o zgłoszenie się na ku-er-powe wywołanie …”

Wtem w słuchawkach słychać głośno, wyraźnie – „uwaga es pe pięć el pe, zgłasza ci się stacja es pe pięć ku ku, jak santiago portoriko pięć kwebek kwebek i przechodzi na odbiór. Proszę nadawać daa di daa.”

– „Uwaga ku er zet, ku er zet, ku er zet, kto wołał stację es pe pięć el pe – daaa di daa.”

– ” Uwaga es pe pięć el pe, zgłasza się ci stacja SP5QQ, literuję: es jak Santiago, pe jak Portugal, numer pięć, ku jak Kwebek, ku jak Kwebek, powtarzam … „

„Uwaga stacja es pe pięć ku ku, tu SP5LP, jak Siwy Pan 5 Leciwy Pan dziękuje za zgłoszenie się na moje wywołanie ogólne. Moje imię Jurek, podaję na wszelki wypadek bo nie pamiętam czy mieliśmy łączność, a QTH Warszawa, Warszawa jest moje QTH, Praga, literuję P jak Praga, R jak Rzym, A jak Amsterdam, G jak Gwadelupa, A jak Amsterdam. Odbieram kolegę dość dobrze, raport dla kolegi piątka dziewiątka z małymi plusami, dość duże QRM lokalne. A więc raport 59+ dla kolegi. Ciekaw jestem jak mnie kolega odbiera. Uwaga stacja es pe pięć ku ku, tu Stefan Paweł pięć Leon Paweł dla pana na odbiorze.”

„Aaalo, aaalo stacja es pe pięć el pe, tu es pe pięć ku ku odpowiada. Dzień dobry drogi Jurku, odbieram cię na 58, piątka ósemka, zupełnie dobra modulacja jak na ten twój mikrofon węglowy. Co tam u ciebie słychać, czy słyszałeś może coś ciekawego na wyższych pasmach. A w ogóle dawaj te obiecane materiały do Biuletynu. Jak to do ciebie doleciało, SP5LP tu SP5QQ over.”

„Uwaga SP5QQ, SP5QQ tu SP5LP jak Sierra Papa 5 Lima Papa, Stefan Paweł 5 Leon Paweł odpowiada. No drogi kolego odebrałem częściowo, częściowo, niestety nie odebrałem ani imienia, ani QTH, tylko raport odebrałem, tylko raport 58 dla mnie odebrałem. Dla kolego raport powtarzam 59 z małymi plusami. Odebrałem też, że kolega używa mikrofonu węglowego, ale modulację ma kolega mimo tego doskonałą, doskonałą modulację. Tyle na razie proszę o powtórzenie QTH i imienia kolegi. Uwaga SP5QQ tu SP5LP dla pana na odbiorze”.

„Pięć El Pe tu Pięć Ku Ku z powrotem. Jureczku, przecież moje imię jest Ryszard, nie żartuj, że nie wiesz. Oczywiście wszystko w 100% odebrałem i to żeś odebrał mój raport dla ciebie 58. Ponadto to ja tobie gratulowałem dobrej modulacji i mówiłem, że ten twój amerykański carbon mike spisuje się doskonale. U siebie mam po prostu wkładkę mikrofonową węglową. Poza tym przypominam ci o materiałach do biuletynu. Co ty na to? 5LP tu 5QQ słucha.”

„Uuuwaga SP5QQ tu SP5LP jak Santiago Pacifik 5 Lemoniada Pomidory z powrotem. No Rysiu kopę lat, oczywiście, oczywiście. No strasznie przepraszam, że zapomniałem. Odebrałem prawie wszystko, prawie wszystko. Odebrałem, że ty odebrałeś raport 59, który ja tobie posłałem i że odebrałeś, że ja odebrałem raport 58, który ty mnie nadałeś. Odebrałem też, że ty odebrałeś, że ja ci gratulowałem tego mikrofonu węglowego, ale ja nie używam wkładki telefonicznej węglowej tylko demobilowy mikrofon węglowy. Ale nie odebrałem twojego QTH, nie odebrałem QTH. I nie rozumiem co za materiały masz dla mnie. Czy możesz powtórzyć jeszcze raz? Uwaga SP5QQ tu SP5LP na odbiorze.”

„5LP tu 5QQ znów na antenie. No Jureczku, czyżbyś miał aż takie QRM-y, czy to twoja XYL może odkurza mieszkanie? Mojego QTH nie znasz? Zaskakuje mnie to co słyszę. Nie mam dla ciebie żadnych materiałów, tylko tobie przypominam, abyś mnie dał materiały do biuletynu, tylko szybko! Sprawa jest bardzo pilna. I to przecież ja mówiłem ci, że wiem, że ty masz demobilowy mikrofon węglowy. Zresztą to nieważne. Ładną mamy dziś pogodę, chyba pójdę sobie na spacer. Masz coś jeszcze dla mnie? 5LP tu 5QQ, brek”.

„OK, OK, SP5QQ tu Stary Papcio 5 Leniwy Papcio z powrotem. No wszystko odebrałem, wszystko. I to, że masz dla mnie, a właściwie nie masz żadnych materiałów i że wiesz, że ja używam demobilowego mikrofonu węglowego. Odebrałem też, że u ciebie jest ładna pogoda, tutaj też jest ładna pogoda, no ale to nie jest znów tak daleko więc dlaczego miałaby być inna. Chyba nawet skorzystam z tej pogody i pójdę sobie na spacer przejść się trochę. Nieco relaksu nie zaszkodzi, Hi, Hi!! Ale, ale mam dla ciebie trochę materiałów do biuletynu. Na pewno przydadzą ci się. Masz coś jeszcze dla mnie? Jeżeli nie to ja będę już kończył. Karty QSL możesz nie wysyłać, na razie serdeczne 73 dla ciebie i całego QRA, 88 rączek dla XYL i do zobaczenia jutro w pracy – QRX chwileczkę, bo telefon dzwoni, QRX – proszę QRX …”

A w słuchawce usłyszałem znajomy głos: „jak ty mi jutro do pracy nie przyniesiesz materiałów do biuletynu to ci się twój Hi Signals przyśni!” … i trzask.

Cheerio de 5 Lazy Papa

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 4/5, kwiecień- maj 1968)

W przerwie klubowego zebrania rozmawialiśmy właśnie z kolegą Hamsiakiem na wiecznie aktualny temat – jaką najprostszą antenę można założyć mieszkając na trzecim piętrze jedenastopiętrowego wieżowca, gdy za plecami ktoś głośno powiedział:

– Tylko kubikal kłoda napędzanego obrotowo selsynem ze zwrotnym sprzężeniem indykatorowym, tylko kłoda. – Bliżej nie znany nam z eteru głos (bo na razie TV-licencje nie są tak bardzo popularne) przerwał nasz dyskurs.

Nieco strapiony Hamsiak usiłował oponować:

– No wie pan, to nie jest antena najbardziej dostępna dla przeciętnego amatora, my tu dyskutujemy o tym co praktycznie można zrobić najprościej.

– Tak, tak, oczywiście, kłod ma swoje wady ale można też postawić pięcioelementowego bima na wszystkie pasma, opartego np. na zasadzie W3DZZ – zgodził się bliżej nie znany nam „asior”

– Nie wiem jakiego bima ma pan na myśli – przyszedłem w sukurs Hamsiakowi – ale to też nie są anteny osiągalne, zwłaszcza dla młodych debiutantów krótkofalarskiego hobby.

– Zgadzam się, niewątpliwie Wii-bim mógłby tu stanowić ekwiwalentnie równoważny substytut – ciągnął śmiało nieznajomy.

Stary Hamsiak wyraźnie był zirytowany:

– Obawiam się, że nieco zbacza pan z tematu, jaki my tu we dwójkę (zaakcentował silniej to właśnie słowo) omawiamy sobie. Interesuje nas typowy przypadek szczególnie trudnych warunków antenowych – wielu kolegów mieszka w wieżowcach.

– To tylko kwestia właściwego dopasowania współczynika fali bieżącej – brutalnie przerwał nasz nieproszony rozmówca – trzeba koniecznie mieć transmecz, którym stroi pan wszystko, dosłownie wszystko.

Przez myśl przemknęło mi złośliwe pytanie – czy gitarę elektryczną też pan tym stroi, ale Hamsiak co raz bardziej stanowczym tonem ciągnął rozpoczętą myśl:

– I mają oni podstawowy problem, jak w ogóle zainstalować antenę. Dobrze jeśli vis a vis jest jakiś budynek i pomiędzy obu domami nie przebiega ulica, można wtedy próbować zawiesić skośny promień podłączony do Pi-filtra końcówki.

– Ale monitor z termistorem jest nieodzowny, aby móc wydusić maksymalnie PeEPe – znów wskoczył nieznajomy.

– Jakim termistorem, co za monitor? – zapytałem odruchowo zirytowany, a ON nie zwracając uwagi „truł” dalej:

– To jest konieczny przyrząd, w przeciwnym bowiem wypadku sprawność raptownie spada i symetrii nie da się zapewnić.

Hamsiak milczał złowieszczo i patrzył ostentacyjnie w okno, a ja czułem przez skórę, że burza wisi na włosku.

– Wtedy należy zastosować balun i to najlepszy jest taki z kabla RK45, albo UG58, tylko na mostku synfazowym trzeba go pociąć na odpowiednie kawałki …

Wtem, dobiegł mnie z lewej strony głos dyskusji innego „kółeczka”:

– Dobry transiwer powinien mieć jednak możliwość podstrajania w pozycji odbiór o parę kilocykli w lewo i prawo od częstotliwości pracy.

„Nasz” rozmówca widocznie też usłyszał fragment rozmowy, bo zamilkł na chwilę i zaraz już zdążając do nich z uśmiechem rzucił nam na pożegnanie:

– Tak przyjemnie się z kolegami dyskutuje, ale – i tu już zwracając się do nowych ofiar -zaczął od nowa:

– Przestrajać należy tylko warikapem, bo diody germanowe są jednak niestabilne. Chyba, że ma się możność zdobyć tranzystory polowe, wtedy sprawa jest prostsza …

Nowe grono słuchaczy spojrzało ze zdziwieniem na intruza.

– A niech go 99! – wyksztusiliśmy z Hamsiakiem prawie jednocześnie i śmiejąc się poszliśmy do bufetu odświeżyć się kawą.

– Ależ to „specjalista”, jaki on ma znak? – zaintrygowany głośno myślał Hamsiak.

Może Wy go Koledzy znacie? Hw?

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 2/3, luty – marzec 1968)

Topniejące płatki śniegu potęgowały błotną braję na jezdni i chodnikach. Godziny szczytu, w czasie których szarzy ludzie pędzą do domu na obiad, dawno już minęły. Teraz sklepy zamykały swoje odrzwia wypędzając spóźnionych klientów na dziennik telewizyjny. Dlatego też zapewne nikt nie zauważył jak do iglicy pałacu przybliżyła się obła bryła, przypominająca głęboki talerz przykryty nieco przydużym spodkiem. Łagodne brzęczenie tajemniczego wehikułu nie mogło zwrócić niczyjej uwagi, bo tramwaje, autobusy i samochody znacznie większy czyniły hałas. Z otworu w górze spodka wysunęła się jakaś przyssawka, która dotknęła do złotej kuli i tajemniczy obiekt zawisł 225 m nad największym placem SP-landu.

Po chwili odsłonił się większy otwór, jakby drzwi i wyszedł zeń po prostu człowieczek. Może strój miał nieco dziwny, jakiś błyszczący i doskonale układający się przy ruchach ciała. Człowieczek ten wyszedł na wierzch swojego pojazdu, a po chwili w drzwiach pojawił się drugi i trzeci. Zaczął się ruch. Z wnętrza wehikułu ludzikowie wyciągali jakieś rurki, jakieś kable i nie minął kwadrans gdy wierzch tajemniczego obiektu pokryły jakieś ni to drzewka, ni to grzebienie. Ludziki zniknęły we wnętrzu latającego talerza i wtedy zaczęło się …

… Rom wprawnym ruchem przerzucił wajchę do góry i rześkim głosem, dziwną, śpiewno-metaliczną polszczyzną zaczął wołać: „wywołanie ogólne, wywołanie ogólne do wszystkich stacji amatorskich okręgu SP5 pracujących w paśmie dwumetrowym podaje amatorska stacja doświadczalna waszych kolegów z Wenus. Wywołanie ogólne do Ziemian z okręgu SP5 w paśmie 2-metrowym podają Wenusjanie. Jeśli ktoś słyszy naszą pracę, prosimy o zgłoszenie się. Możemy was odbierać i nadawać jednocześnie. Wywołanie ogólne, wywołanie ogólne …”

I tak kosmiczni braciszkowie sprawdzali aktywność na UKF-ach w naszym okręgu. Cierpliwie wołali przeszło godzinę: ” … zgłoście się drodzy przyjaciele jakąkolwiek emisją, możemy odbierać i AM i SSB i TV, a nawet wasze CW rozumiemy doskonale, pse K …”

Śpiewno-metaliczny głos Roma nieco skorodował, ale cierpliwość tajemniczego przybysza brała górę. Mik, który przez cały ten czas uważnie obserwował jakieś wskaźniki, najwidoczniej nasłuchując na paśmie, ożywił się nieco mówiąc: „zdaje się, że mam jakieś wywołanie ogólne na CW, chwileczkę wstroję się lepiej”. Podkręcił gałkę i w kabinie rozległo się chrapliwe „Cq CQ CQ W de SP5 …”. To niemożliwe – powiedział Mik – nie ma przecież szans na nawiązanie QSO z W, chyba wie o tym dobrze. Może sprawdzę czy to nie harmoniczna”. Mik zaczął regulować aparaturę, a po chwili powiedział z satysfakcją – „no tak, to jakaś harmoniczna z czternastki”. Trzeci z podróżników, który do tej pory nie odzywał się, gdyż był zajęty cały czas kręceniem różnych korb, wstał z niewidocznego stołka i cicho coś mruknął. Rom i Mik widocznie zrozumieli sens mruknięcia, bo spojrzeli na siebie porozumiewawczo i zaczęli gasić po kolei różne światełka. Po dłuższym milczeniu, Rom wreszcie powiedział: „oni chyba w ogóle na dwójce nie pracują” po czym razem z Mikiem przez otwór wyszli na dach kosmicznego wehikułu i przystąpili do demontażu „lasku”.

… Tymczasem u Hamsiaków najmłodsza pociecha już od pół godziny nudził tacie, który montował coś na swoim biurku – „tato, tato, telewizor coś nam skacze, tato, zrób coś, obraz chwilami znika, tato, tato, popraw tę synchronizację”. „Siedź cicho, bo w ogóle wyłączę, teraz jestem zajęty – odburknął stary Hamsiak – to pewno moja długa Yaga na dwójkę, co ją na razie do telewizora wykorzystuję coś się obluzowała, ale teraz na pewno nie poprawię …”

Wtem na ekranie TV pojawiła się sympatyczna buźka spikerki, która w gładkich słowach przepraszała telewidzów za zakłócenia, o których informowano telefonicznie – technicy szukają uszkodzenia i wnet je usuną.

A srebrzysty talerz znów zabrzęczał, schował przyssawkę, włazy pozamykał i rozpłynął się w ciemnościach lutowej nocy …

Nie wierzycie w latające talerze? Trudno !!

Cheerio de SP5 LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 1, styczeń 1968)

Uczta dobiegała właśnie końca, okowity zaczynało nie stawać, gdy przy bramie ktoś krzyknął „goście, goście jadą!” Jakoż i rzeczywiście przez most zwodzony przegalopowali jeźdźcy zbrojni z pióropuszami na hełmach, mieczami przy boku i kopiami w rękach. Giermkowie, którzy tłumnie wysypali się z okalających podwórce murów zamkowych otoczyli migiem przybyłych, pomagali zsiąść z konia, a jednego widocznie niezbyt zręcznego, musieli podnieść z ziemi, gdy zaplątawszy jedną nogę w strzemię grzmotnął z chrzęstem żelaza na bruk podwórca. Ten w najpiękniejszej, inkrustowanej jablonexowymi paciorkami zbroicy – gromkim głosem zakrzyknął: „A gdzieże gospodarz, zaliż nie chory, lubo okowitą spity pod ławą leży, boć go nie widzę cale, chocia z gąb waszych widno, żeście tylko co dziczyznę z buraczkami jeść przestali?”

„Zaraz tu będzie, zaraz tu będzie – ozwały się głosy tu i tam – jeno z jakimś deixmenem, co z dalekich świata stron przybył, coś w swojej komnacie peroruje”. „A nie wiecie co to za jeden ten cudak – bociem i ja deixmen sielny i w hamspiritowej sprawie tu łacno przybywam” – nie ozwał mu się jednako nikt w odpowiedzi, bowiem w odrzwiach pojawiła się niska postać Sędziwoja, głowy Hamsiakowego rodu i wszyscy w pełnym czci pokłonie widoczny hołd panu swemu składali.

„Cóżeś za jeden cudzoziemcze, jako się zowiesz i skąd przybywasz. Ze znaków na hełmie mi świta, żeś chyba do braci amatorskiej acan zaliczon?”

„Istną prawdę czytacie z hełmu mego, bom deixmen wielce aktywny jest, jako i o was prawią. Jakeście WAZ-a pierwsi zrobili byli serdeczną ochotęm miał aby na pojedynek rycerski was wyzwać, złupić, aby tym samym konkurenta odstawić. Wszelako jednak krew rycerska w wenach moich płynie i chociem porywczy, a prawią żem czasem i nieobliczalny, tom jednak na zamiarze poprzestał był został”.

„A jako się zowiesz, coś mnie Sędziwoja Hamsiakowego herbu Elbugi łacno w myślach łupić chciał, choćby ci ku temu w rzeczy samej sił ni talentu nie stało – w czem to utwierdzony jestem?”

„Zwą mnie Mściwojem i nie wiera byś o mnie nie słyszał, bośmy ze sobą po wielokroć kontakty miewali. Nie masz wszelako drugiego Mściwoja pośród braci naszej, nie praw więc czasem żeś mnie nie znał był przedtem”.

„Toś ty ten Mściwój z Esesbowa, postrach i przestroga ludu niefrasobliwego co hamspiritowych reguł nie przestrzegający inszych na szwank dyplomowy wystawiają!”

„Słyszałem, słyszałem, wielki to dla mnie zaszczyt zaiste żeś łaskawco przejazdem zapewne odwiedzić zapragnął. Pozwól, przejdźmy do sali, rozbroisz się tamże, a moje giermki chyżo zawiasy naoliwią, kurz i błoto powycierają tak, że na odjezdne jak w nowej zbroicy wyruszysz. Powiadaj mi zasię co nowego w eterze, a dokąd to acan zmierzasz – wierę jakieś poważne sprawy w świat cię ciągną”.

„Nie masz racyi – odrzekł ponuro Mściwój sadowiąc się za ławą na niedźwiedzich skórach – tyś moim jest celem podróży, zbroi czyścić nie potrza, boć ja tu zapewne na dłużej przyjechał, siłą zaś aby mnie doma expediować raptem nie waż się – Mściwój jestem szalony i siłę moją niejeden już w kosmosiech sławi …”

„Wierę, że facecje sobie ze starszego stroisz, bo cóż jam ci mógł zawinić, aniśmy sąsiady, miedzy wspólnej nie mamy, ryb sobie nie trujem, ani we wspólnej puszczy kwarców nie podbieramy, by się za kłusownictwo wzajem ścigać. No i do bractwa my jednego są przynależni. Nie godzi się do klubowego kolegi zawiść jakową mieć. Z tym WAZ-em tom naprawdę pierwszy go był zdobył, choć i was pojmuję, pojmuję”.

Giermkowie nowe dzbany chyżo wnieśli, na stół wjechały udźce sarnie, owoce popołudniowe. Świec więcej postawiono, widniej się zrobiło, ale oblicze Mściwoja nic nie pojaśniało.

„Gdybym zapalczywym był tak, jako w leciech młodych, w szranki dawno już bym was wyciągnął aby nauczką przykładną innym pokazać jak się karze nieprzystojne występki. Za rycerza choć uczciwym choć w trosze został, wierę, was jeszcze mam, a roztargnieniu lubo ksiąg bałaganowi expedycję swoją przypisuję”. Tu sięgnął po nalewkę na śliwkach delikatesowych, co w sześciokwarcowym pucharze przed nim się perliła i posmakowawszy łyk ciągnął dalej – „Zapewne w przytomności swojej kontakt nasz wspólny macie jeszcze, kiedym to was o kartę QSL pokornie był prosił, a wyście solennym słowem się zarzekali, że pewnikiem mi ją umyślnym konnym przyślecie, jakom to ja uczynił był zrobił. I oto mija rocznica od tej daty, że nie powiem która, jak wyście dzięki mojej karcie WAZ-a uzyskali, ja zaś przez was jeno, tego samego zaszczytu dostąpić nie mogę. Ślubowaniem więc podjął, że tu was zajadę i bez waszej karty ruszyć się z miejsca nie dam”.

„Ach więc to taka drobnostka – Sędziwój wykrzyknie – hej pachołki, perlistego wnieście, a księgi stacyjne tu mi dać, a żywo! Mściwoju mój drogi, nigdy bym nie przypuszczał, że się o to swarzyć będziemy. Obiecać to może i obiecałem, może wysłałem może nie wysłałem, dawno to już było, ale w księgach wszystko zapisane – nie gniewajcie się na mnie. Nie był to zamiar nieczysty, aby was od WAZa odsunąć, ale nieporozumienie jeno oczywiste. Patrzajcie jak księgi pięknie utrzymane, a tu na tej stronie kontakt nasz zarejestrowałem byłem skrupulatnie – tu widzicie waszą kartkę oznaczyłem, a tu patrzajcie uważnie znaczek, który świadczy, żem wam kartę wysłał najrzetelniej.”

Mściwój świecę w rękę wziąwszy, aby jaśniej sobie zrobić, głowę pochylił nad logiem i uważnie baczyć bez słowa począł. Po chwili kodrelas wyciągnąwszy, ostrym czubkiem dotknął znaczka w rubryce „QSL wysłano”.

„Sędziwoju, Sędziwoju – rzecze – popatrzajcie uważnie, przecie to mucha rozgnieciona, nie zaś znak ręką waszą uczyniony. Kartyście mnie nie wysłali byli zatem. Jam tu praw – nie wy. Skrzywdziłbym was wszelako setnie cięgi za darmo sprawiając, jakem to całą drogę sobie umyślał. Dajcie kartę zatem teraz, zaraz i wrócę do siebie w pokoju świadom, żeście druh mój serdeczny.”

Pachołki w myślach pana czytając przyniosły duchem inkaust i gęsie pióra, ale Sędziwój niewyraźnej miny pozbyć się nie mógł.

„No patrzajcie, pech to dla mnie oczywisty, wierzcie lub nie wierzcie, ale kart zapas mi się jeszcze w łońskim roku wyczerpał, a od Gutenberga nie wcześniej jak lody ruszą nową partię dostanę. Chyba, że na pergaminie brat Onufry kartę QSL wam za pół doby wykaligrafuje, my zaś wam przez ten czas konie do drogi przysposobim, moją stacyję obejrzem, poletko antenowe … No pójdziem?”

I poszli …

Miałem kiedyś w swoich zbiorach tę pergaminową pięknie iluminowaną kartę QSL – bardzo, bardzo starą. Nie wierzycie? Cóż, kiedyś miałem karty od w s z y s t k i c h swoich korespondentów.

Bywajcie, SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 12, grudzień 1967)

Stary Hamsiak kończył właśnie froterować posadzkę, gdy drzwi do przedpokoju skrzypnęły i pojawiła się w szparze głowa pana Brzęczyka. „Sąsiedzie, macie już choinkę? Podobno tu u nas na bazarze właśnie transport podrzucili. Skoczymy może ?”

„Niech no pan, panie Brzęczyk wskoczy na sukno i wejdzie do pokoju – odrzekł Hamsiak – nie będzie chyba pan zaglądał jak fonista na cw. Jeszcze tylko dwie deski wygładzę i wyskoczę z panem kupić drzewko”.

Sąsiad Brzęczyk posuwistym krokiem wpłynął na suknach do pokoju, pokręcił się na środku, po czym skierował się do kącika, w którym stała kataryna. „Zrobił pan coś ciekawego?” zapytał, aby gospodarzowi sprawić przyjemność. Starym Hamsiakiem zatrzęsło – „coś ciekawego? Panie Brzęczyk, to nie wie pan, że teraz pasma jakby zatkane? A jeszcze ten pański telewizor, nie wytykając i tych tu, za ścianą i tych nad nami gwiżdże, TVI daje gwizd po gwiździe – odbiornik mi całkiem zatyka!”

„Za to jak pan nadaje to pana słychać we wszystkich telefonach w całym naszym bloku” – próbował odciąć się Brzęczyk, ale Hamsiak ciągnął dalej nie zwracając uwagi na bezpodstawne zarzuty – „siedzę, panie, każdego dnia czasem coś się trafi, ale to panie, męczarnia. No i kochany co raz mniej znajduje się stacji pracujących przyzwoitą fonią. Na telegrafii czasem jeszcze popróbuję. Trochę lepiej to leci, ale niestety, niestety panie kolego to nie my telewizji, ale ona nam przeszkadza …” – westchnął. „Stara! Wyskoczymy na chwilę bo podobno choinki przywieźli!” Z kuchni dobiegało szczękanie mis, mlaskanie dziecięcych gąb – wiadomo – ciasta się piecze! Pani domu zdalnie wyraziła aprobatę, zastrzegając jednak, że „tylko śledzik nie jest potrzebny – pamiętaj!”

Hamsiak idąc z Brzęczykiem kontynuował swą opowieść dalej – „a niedawno miałem na CW kilka bardzo miłych QSO. Nie żeby zaraz jakieś rarytasy, ale naprawdę bardzo miłe. Zgadałem się z jednym takim, co miał prawie identyczną aparaturę jak ja, tylko ton miał okropny, na szóstkę, no może przez grzeczność było 7. Mówię mu więc, że filtrację powinien poprawić i tak od słowa do słowa, test za testem – może mi pan wierzyć lub nie, ale ten ton poprawiliśmy! Słyszałem potem jak mu nawet 9x podawali!”

Brzęczyk próbował coś wtrącić, ale pytanie nie dotarło do świadomości zapalonego narratora. „Albo znów ten Węgier, co to wie pan, nogą włącza przekaźnik nadawanie-odbiór, chyba już kiedyś panu o nim mówiłem? Co, nie?”

Ale właśnie dochodzili do ogrodzenia za którym latały w powietrzu zielone gałązki, wokoło unosiła się aromatyczna woń lasu, zaś na „matce ziemi” tłum rugał się wyrywając sobie kolące drapaki.

Rzucili się w ludzki wir …

„Zgrabny, choć rzadki ten pański świerczek” powiedział po chwili zdyszany Hamsiak.

„A na co panu taki olbrzym, panie Hamsiak – oddyszał Brzęczyk – przecież pańskie mieszkanie jeszcze niższe od mojego, a to jodła co się zowie, do Pałacu Młodzieży się nadaje bez mała! Przecież jej pan nawet do bramy nie wniesie!”

„Tss, tss, kochany panie Brzęczyk, cicho sza, tylko ani słowa mojej żonie. Ani tym bardziej swojej, bo by było jeszcze gorzej. Tak sobie wykombinowałem, wie pan, że obetnę czubek, z metr, może metr dwadzieścia i to będzie do domu. Resztę, panie, ostrugam, wrzucę na strych i niech leży! Przyjdzie wiosenka, panie, to będę miał gotową sztycę na bima! A może nawet nowego kłoda na wszystkie pasma zrobię, jak bym gdzieś fiberglasowe wędki trafił. To będzie bardzo ładny, bardzo ładny maszt. A jak nie da rady, to graund-plejn zawsze na tym wyjdzie. Tylko, cicho, ani mru mru w domu. A może teraz mi pan trochę pomoże, bo sam sobie nie dam rady …” I zgodnym krokiem podążyli skrajem jezdni w stronę domu.

Dojrzałem ich z daleka po drugiej stronie ulicy, ale nie będę zatrzymywał kolegi Hamsiaka. Może w Święta do niego wpadnę. Teraz to skoczę na bazar. Mnie też żona kazała kupić drzewko, a tam tych dużych jodeł jeszcze zdaje się kilka zostało …

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 11, listopad 1967)

Ile jest u nas stacji amatorskich posiadających prawidłowo zabezpieczoną antenę? Ilu naszych OM’s nie uziemia anteny przed burzą? A czy uziemianie anteny – co należało kiedyś do obowiązkowego ceremoniału naszych dziadków posługujących się „detektorkami kryształkowymi” – jest w dobie sputników naprawdę konieczne? Trudno byłoby na pierwsze dwa pytania odpowiedzieć. Sami wiemy jak jest. Jednakże na ostatnie pytanie odpowiedź jest jedna: antyczny ceremoniał należy dla własnego dobra kontynuować.

Wspominałem już kiedyś historię, jak to w moim PA piorunki strzelały. Mały piorunek – prawda – dużej krzywdy nie wyrządzi, ale duży … Ba, ale właściwie jak duży jest piorun i skąd się bierze? To nie taka prosta sprawa, sami „piorunolodzy” nie zawsze się ze sobą zgadzają w szczegółach teorii elektryczności atmosferycznej. Nasz glob ziemski, ziemię, oraz otaczającą ją atmosferę można w przybliżeniu uważać za olbrzymi kondensator sferyczny. Ziemia stanowi ujemnie naładowany przewodnik oddzielony od drugiej okładki – jonosfery – dielektrykiem, jakim jest powietrze troposfery i stratosfery. Powietrze jest wprawdzie dość dobrym izolatorem, ale wykazuje ono zmieniającą się w szerokich granicach przewodność, która z kolei odgrywa pierwszorzędną rolę w zjawiskach związanych z piorunami. Na przewodność powietrza ma wpływ ilość jonów znajdujących się w atmosferze, jak również i ich pochodzenie. Nie bez znaczenia są też ruchy mas powietrza, wiry i wiatry, które tymi jonami miotają.

Pewno sobie przypominacie skąd się biorą jony w atmosferze?

Na elektryczność atmosferyczną pierwszorzędny wpływ ma sytuacja meteorologiczna. Potrafimy nawet sami rozpoznać te chmury niosące burzę – cumulonimbusy. Bez wątpienia najważniejszym źródłem energii burzowej jest zjawisko konwekcji termicznej olbrzymich mas powietrza. Jak zachodzi przemiana energii cieplnej w elektryczną nie wiemy zbyt dokładnie. Domyślać się należy, że kropelki deszczu, kryształki lodu, czy wreszcie płatki śniegu i ich ruch są w znacznej mierze odpowiedzialne za zjawiska jonizacji w atmosferze.

Chmura burzowa, którą targają wewnętrzne wiatry przenoszące ładunki elektryczne – jony – jest wprost naładowana elektrycznością. Jedne ładunki ujemne gromadzą się na dole chmury, drugie lokują się na górze. Taka naładowana elektrycznością chmurka, przesuwając się ponad ziemią indukuje odpowiednie ładunki elektryczne na powierzchni ziemi. Wzrasta tym samym gradient potencjału pomiędzy ziemią, a chmurą. Natężenie pola elektrycznego może wreszcie osiągnąć taką wartość, że izolacja jaką jest powietrze nie wytrzyma i nastąpi przebicie – strzeli piorun. Gradient potencjału przy jakim następuje przebicie zmienia się zależnie od czystości powietrza. W powietrzu czystym potrzeba aż 1000 kV/m aby nastąpiło wyładowanie, czasem wystarcza natężenie pola elektrycznego 100 kV/m.

Choć nie znamy zbyt dobrze teorii piorunów, to dzięki doskonałym aparatom fotograficznym mamy jego portrety. Wiemy jaki jest proces rozwoju pioruna. To, co się czasami wydaje nam jednym błyskiem – w rzeczywistości stanowi kilkadziesiąt wyładowań następujących jeden za drugim w ciągu ułamka sekundy. Większość piorunów składa się z wielokrotnych wyładowań.

Podstawa chmury burzowej, skąd wychodzi piorun, posiada w 95% wypadków ładunek ujemny. Na ziemi pod chmurą indukuje się więc ładunek dodatni. Gdy różnica potencjałów pomiędzy ziemią, a chmurą osiągnie krytyczną wartość rzędu 100 milionów woltów – co odpowiada gradientowi potencjału około 40 kV/m – z podstawy chmury w kierunku ziemi wyrusza grot ładunków elektrycznych, który z szybkością w przybliżeniu 50.000 km/s pędzi ku ziemi jonizując po drodze cząsteczki powietrza z którymi się zderza na swej drodze. Grot ten zawędruje niedaleko, kilkadziesiąt metrów zaledwie, ale wkrótce po około 0,1 sekundy następny ruszy jego śladem i zawędruje nieco dalej. Gdy wreszcie któryś z grotów pioruna dojdzie do ziemi, dodatnie ziemskie ładunki ruszają w górę utartym, zjonizowanym śladem z prędkością 100.000 km/s. I to daje ten jasny błysk. Czasem kilka grotów dąży do ziemi, a każdy z nich jest równie groźny.

Piorun trwa więc dość krótko – średnio 0,4 sekundy. Najdłużej trwający piorun, jaki kiedykolwiek zarejestrowano istniał 1,5 sekundy. Średnica pioruna wynosi przeciętnie od 2 do 10 cm. Takie dziury znajdowano w samolotach rażonych piorunem. Połowa piorunów wykazuje prąd rzędu 25.000 amperów, a 10% piorunów jest o prądzie ponad 60.000 A. Największe zarejestrowane natężenie prądu wynosiło 220.000 A. Pod działaniem takich prądów drzewa po prostu eksplodują – przewody wyparowują.

Czy więc warto uziemiać antenę?

Na pewno nie warto uziemiać anteny przewodem z banankami i krokodylkami – może bowiem po nich pozostać tylko wspomnienie. A uziemiać jednak trzeba. I to przyzwoicie. Po co? Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, aby Long Wire, nawet najlepiej uziemiony, wytrzymał bezpośrednie uderzenie jakiegoś rekordzisty – pioruna. Antena stanowi jednak z a w s z e wtórne uzwojenie transformatora, w którym pod wpływem prądu błyskawicy strzelającej od chmurki do chmurki nad naszymi głowami może zaindukować się dosyć napięcia aby wam zrobić 99, czego ani sobie, ani nikomu z OM’s nie życzę!

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 10, październik 1967)

Było to w początkach mojej operatorskiej kariery, gdy pracowałem na kwarcowym solo oscylatorze z lampą 6P9. Cała moja mikro-katarynka (input wynosił około 5W) stała na stoliczku koło okna, a za antenę służył mi 40 m LW zawieszony bezpośrednio od mojego okna na piątym piętrze do komina na dachu przeciwległego budynku. Efektywność Tx’a i anteny, pomimo wątpliwych parametrów technicznych RX’a, jakim był sklejony z wybrakowanych części popularny, wysłużony „szumofon” (był to USP), były lepiej niż zadowalające, dlatego moje QRA uważałem za najlepsze pod słońcem. Do cichego postukiwania kluczem moja XYL już się przyzwyczaiła, choć od tapczanu do Tx’a było najwyżej 1,5 metra.

Pewnej nocy zostałem obudzony przez żonę słowami: „słuchaj, w twojej radiostacji coś strzela”. Rozespany nie otwierając na razie oczu usiadłem na łożu, ziewam i śpię dalej. Nagle słyszę ostry trzask. Otrzeźwiałem, kręcę głową jak anteną radarową. Nagle słyszę ponowny trzask i widzę błysk. Iskra skacze na antenowym kondensatorze PA! To mnie budzi zdecydowanie. Zbliżam się ostrożnie do okna, bo najwidoczniej jest burza. A tu za oknem piękna, księżycowa, zimowa noc. Wszędzie biało – ani śladu burzy. Znów błysk i trzask. Tak mniej więcej co minutę. No oczywiście, zapomniałem uziemić antenę, która wisi na odizolowanym od ziemi zespole Pi-filtra. Zaraz po następnej iskrze, ostrożnie, długim pleksiglasowym śrubokrętem przerzuciłem przełącznik antenowy do dołu. I tak się bałem, że jakaś niewidzialna i tajemna siła da mi po łapie. Ale nic się nie stało – trzaski się skończyły, za to jako refleksje w pamięci zaczęły się kłębić wspomnienia, wykłady, książki, artykuły …

Miniaturowe piorunki, błyskawice, pioruny niszczące domy – to wszystko jest przejawem ruchu elektryczności. Małe piorunki możemy nawet wytwarzać sami. Natura potrafi to robić w znacznie większej skali. Elektryczność atmosferyczna powstaje pod wpływem wielu czynników, z których jedne są ważniejsze, inne mniej. Promieniowanie radioaktywne naszej ziemi nie stanowi najważniejszej przyczyny. Większe znaczenie posiada ładowanie się cząsteczek powietrza i pyłów atmosferycznych występujące w procesach spalania i to zarówno naturalnych, jak i spowodowanych przez człowieka. Również powstawanie kropel wody, czy to deszczu, czy przy wodospadach, albo kryształków śniegu, stanowi jedną z wielu przyczyn. Świadczą o tym relacje o burzach z wyładowaniami elektrycznymi, jakie występowały po wybuchach wulkanów, wielkich pożarach lasów, czy też nawet po śnieżnych zawiejach.

Jednakże najpoważniejszą przyczyną powstawania elektryczności atmosferycznej jest działanie cząstek elementarnych o ogromnej energii, które z olbrzymią prędkością przychodzą do nas zarówno ze słońca, jak i z przestrzeni międzyplanetarnej. Cząstki te nazywamy często promieniowaniem kosmicznym.

Promieniowanie kosmiczne elektryzuje atmosferę ziemską przez wytrącanie elektronów z ich normalnych orbit, po jakich krążą wokół jąder atomów gazów naszej atmosfery. Atom molekuły gazu pozbawiony ujemnie naładowanego elektronu staje się dodatnio naładowanym jonem. Jeżeli faktów jonizacji będzie dostatecznie dużo, to w ziemskiej atmosferze wystąpią ogromne skupiska elektryczności. Jedno z takich skupisk znamy doskonale – to jonosfera – zawierająca mnóstwo swobodnych elektronów – czyli jonów ujemnych. Jonosfera zaczyna się około 80 km nad ziemią (wysokość ta zresztą się zmienia jak wszyscy dobrze wiedzą) i rozciąga się w dal hen – nawet nie wiemy jak daleko. Prawdopodobnie gęstość jej maleje wraz z odległością, ale duże skupiska elektronów wykryto nawet 250 km od powierzchni naszej planety.

Bliżej naszej ziemi też obserwujemy zjawisko jonizacji. W piękne spokojne dni dostrzegamy w ziemskiej atmosferze t.zw. „gradient potencjału” wynoszący około 125 V/m. Oznacza to, że różnica potencjałów – napięcie pomiędzy ziemią i punktem w powietrzu oddalonym od ziemi o 1 metr – wynosi 125 V. „Ale dlaczego my tego nie zauważamy?” – na pewno ktoś z Was zapyta. No bo my jesteśmy po prostu „uziemieni”. Można by nad ziemią magiczną farbą wymalować powierzchnie jednakowego potencjału, które nad domami, drzewami i nami samymi układałyby się w najbardziej fantastyczne fałdy i draperie.

Powracając do moich iskier – mieszkałem wtedy na piątym piętrze, antena była (oby zawsze była nie gorsza) dość dobra. Stare „nowe budownictwo” cechowały wysokie mieszkania – w przybliżeniu więc antena była zwieszona około 20 metrów nad ziemią.

20 m x 125 V/m = 2500 V !!

A tego było stanowczo za dużo dla poczciwego agregatu ze „Stolicy”. Stąd też i iskry. Jak by mnie „kopnęło”, to by się moja XYL śmiała. Bo z elektrycznością żartów nie ma. Zwłaszcza z dużymi piorunami o których już chyba innym razem.

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 8/9, sierpień – wrzesień 1967)

Jakże często w koleżeńskich dyskusjach spotykamy się z pojęciem – „ham spirit”. Ileż to razy na łamach biuletynów i czasopism poświęcano cenne miejsce dla omówienia wielorakich aspektów istoty tego pojęcia. A czyż to nasz prezes nie apelował do OM’s o podjęcie szerokiej dyskusji nad „ham spirit’em”? Dyskusji bardzo potrzebnej, tym bardziej, że samo określenie, wywodzące się z anglosaskiego żargonu, może być przez laika nieopatrznie i absolutnie mylnie przetłumaczone (np. przy użyciu słownika angielsko-polskiego) przy czym możliwa ilość wariantów jest wcale pokaźna.

Aby wyważyć otwarte przed początkującymi kolegami wrota do pięknego bezmiaru eteru krótkofalarstwa, wyjaśnimy, że „ham spirit” – to nasz radioamatorski duch życzliwej i koleżeńskiej współpracy, to niepisany kodeks postępowania przynoszącego nam zaszczyty, to dobre maniery na pasmach amatorskich.

Pomimo poważnej liczby artykułów i przyczynków opublikowanych w naszej prasie, a dotyczących omawianego tematu, należy stwierdzić, że „ham spirit” nie został nigdy oficjalnie opublikowany jako prawo obowiązujące w s z y s t k i c h OM’s. I niestety, zdarzają się tacy, którzy wykorzystują to „bezprawie”. Ba! Gdybyż to były wykroczenia przeciwko Regulaminowi Radiokomunikacyjnemu, albo przepisom prawnym – Komisja Eterowa – organ sprawnie działający, poradziłaby nam co z takimi „hams” robić.

Bo cóż powiecie koledzy na taki obrazek z eteru. Znany nam doskonale kol. Hamsiak uruchamia sobie wakacyjny QRP-Tx, robi próby, wymienia raporty, a obok na pasie słychać fragment QSO: „propagacja jest dobra drogi kolego, ale ten Hamsiak skandalicznie słabo wychodzi, znacznie słabiej od was”. Na co drugi korespondent zaczął wyliczać możliwe przyczyny: „on na pewno ma niedostrojoną antenę, pewno nie wie jak ją dostroić, albo wykończył lampę w końcówce, hi, hi”.

Po pewnym czasie ci sami wzięli na „warsztat” drugiego OM’a – „zwróćcie uwagę kolego, jaki ten „X” ma brum na nośnej, on wprawdzie mieszka tu bardzo blisko mnie, ale ten brum jest skandaliczny”

– „brumu ja wprawdzie nie słyszę, ale przecież jego częstotliwość jedzie, przez tę godzinę jak tu sobie gawędzimy to on popłynął prawie o kilocykl. Gdyby używał takiego sprzętu jak tu u mnie, to by nigdy do tego nie doszło”.

Pan Hamsiak tymczasem rozmawia z Belgradem i jego korespondent posyła mu „congrats ur vy ufb sig”.

I znów znajomi rozpoczęli ploteczki: „drogi panie kolego, ten „Y” to ma bardzo źle wytłumioną boczną wstęgę – widzę to doskonale na moim S-metrze. Jak się nie wie jak to robić, to się nie powinno wychodzić w eter”.

– „No pewno, że tacy co się nie znają powinni raczej kanarki doić, hi, hi!”

I tak co rozmowa, to komuś szpila – bo eter jest wyłącznie własnością takich jak oni „hamów”, którzy wszystko mają lepsze, którzy wszystko wiedzą lepiej, którzy wszystko lepiej potrafią.

Hola Koledzy! – Przecież choć macie tak idealnie wytłumioną „Makkojem” wstęgę boczną, to jednak moc waszej wytłumionej bocznej wstęgi jest większa od inputu Hamsiakowego TX-a! A w czasie swojego QSO przejechaliście przez pas 15 kHz pracując to tu, to tam. Wasza nośna niema brumu, ale sąsiedzi mają TVI!

Radioamatorstwo to sztuka samokształcenia, to niezliczone próby ze sprzętem, ulepszanym w miarę możliwości i umiejętności, to nieustanna życzliwa współpraca i wymiana doświadczeń. To właśnie „ham spirit”. Zjeść „ham” pod „spiryt” i dmuchać w mikrofon zamiast w balonik co ślina na język przyniesie, aż w eterze dudni – to też na pewno nie jest „ham spirit”.

A może po prostu drodzy OM’s nie będziemy zwracali uwagi na takie plotki. Uczmy się krótkofalarskiego „bon tonu” na ich błędach, zaś życzliwe i konstruktywne rady zawsze nam pomogą.

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 6/7, czerwiec – lipiec 1967)

Współczesna technika wykorzystania fal elektromagnetycznych zaszła dość daleko. Eksperymenty z przesyłaniem obrazów i mowy za pośrednictwem promienia laserowego, czyli świetlnego można uznać jako określające górną częstotliwość drgań fal elektromagnetycznych wykorzystywanych do przesyłania informacji. Częstotliwość tą można określić jako wyższą od 3.000.000 MHz. Jakże wąskie w tej skali są nasze pasma amatorskie, a „czterdziestka” w szczególności. A jak imponująco wygląda wykorzystanie wąskiego pasma potrzebnego dla przeniesienia częstotliwości naszej mowy przy tak wysokich częstotliwościach nośnych. W dziedzinie łączności laserowych laboratoria wyprzedziły radioamatorów, tak jak kiedyś w dziedzinie łączności na falach krótkich radioamatorzy byli pierwszymi pionierami.

Stałość częstotliwości pracy i dokładność jej określenia dla współczesnej łączności radiowej posiadają pierwszorzędne znaczenie. Ale gdzież tu równać się skromnemu krótkofalowcowi, którego nawet trudno namówić do uiszczenia składek, z możliwościami finansowymi, a w związku z tym i aparaturowymi, laboratoriów naukowych.

Nie wpadajmy jednak koledzy w przesadę. Pewne minimum możliwości pomiarowych nas zobowiązuje. Skalowanie Rx-a też można przeprowadzić w warunkach amatorskich. Gdy pewnego dnia zupełnie przypadkowo na częstotliwości 10.620 kHz usłyszałem wołanie „Si kiu forty, si kiu forty de SP…” to mi włosy dęba stanęły na głowie! Ten to zaś ale poza pasmem pracuje! Skorzystałem też z okazji, że następnego dnia przechodziłem obok domu kolegi Hamsiaka, aby z nim podzielić się tym niesłychanym nasłuchem. Pan Hamsiak jadł właśnie kolację, ale odbiornik nastawiony był na zamierającą „piętnastkę”. Zostałem poczęstowany herbatką z konfiturami i nasz OM zaczął mówić: – Tak, oczywiście drogi panie kolego to niesłychane, ale to już trudno nazwać pracą poza pasmem. „On” się po prostu omylił podstrajając obwód wyjściowy PA. To chyba mniejsze zło, bo wreszcie po godzinie wołania „cq” chyba się zorientuje, panie kolego, że coś u niego nie gra. Że albo mu gołębie antenę zerwały, albo dzieci stłukły lampę w końcówce. A jak zacznie myśleć i sprawdzać to wreszcie znajdzie. W najgorszym razie powoła jeszcze trochę i dojdzie do wniosku, że na pewno propagacji „od niego” nie ma. Ale drogi panie kolego, powtarzam, taki to jeszcze nie jest groźny. Osobiście bardziej się boję fonistów, którzy schodzą na telegraficzny odcinek pasa i tam albo się podstrajają, albo kółeczka maglowników zakładają.-

-Trudno mi się zgodzić z tym co szanowny pan kolega mówi – próbowałem przerwać, lecz bez skutku, bo Hamsiak ciągnął dalej: – Miałem kiedyś QSO z jednym takim znanym kolegą, że nie wymienię jego znaku, i on mi mówi, że nadaję poza pasmem, bo jego odbiornik to idealnie wyskalowany amerykański super-rarytas. A zna pan przecież mój atomowy wzorzec częstotliwości, co go zrobiłem kiedyś w wolnej chwili. Stałość częstotliwości sprawdzam regularnie porównując z sygnałem stacji WWV i zawsze mam zgodność co do herca. Mówię więc, gdy przyszła na mnie kolej, że chyba się myli. Obraził się śmiertelnie, posłał mi 99, a tymczasem dowiedziałem się od kolegi, że była to prawda, bo on w swój odbiornik proszę pana zajrzał i wie pan co znalazł? Wskazówka mu się zluzowała, He, He, He!

– A czy mając tak świetny wzorzec nie mógłby pan kolega nadawać wzorcowych częstotliwości dla wszystkich krótkofalowców? – zapytałem.

– Wie pan, moja żona chyba by mi nie pozwoliła, bo również to urządzenie używa – odparł.

– A do czego? – zapytałem zaintrygowany.

– Po prostu jako lodówkę – odrzekł pan Hamsiak z dezaprobatą – muszę przecież te atomy chłodzić, zna pan chyba zasadę atomowych wzorców częstotliwości? Zresztą nadawanie częstotliwości wzorcowych to nam zdaje się już nasz Zarząd dawno obiecał, czyż nie tak? –

Zrozumiałem, że dyskusja dobiegła końca, podziękowałem więc za miła rozmowę i uciekłam wołając na pożegnanie

Cheerio de SP5LP